02.09.2016

Dwoje śmiałków – Agnieszka i Grzegorz Paklerscy wygrali tegoroczną licytację zjazdu do wyrobisk podziemnych Zakładu Górniczego Sobieski w ramach Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Zwycięzcy zaoferowali za wycieczkę 1025 złotych.

We wtorek, 23 sierpnia br., Państwo Paklerscy zameldowali się na kopalni. Tam pod okiem mgr inż. Grzegorza Jakubika – zastępcy kierownika BHP i szkolenia oraz mgr inż. Michała Masiarczyka przeszli obowiązkowe szkolenie z zakresu BHP, później przyszedł czas na przebranie się w odzież roboczą i zjazd szybem Helena do poziomu 500 m.

Podziemne miasto górników

Chociaż pod względem zagrożeń naturalnych, należący do Spółki TAURON Wydobycie, Zakład Górniczy Sobieski jest jednym z najbezpieczniejszych w Polsce, zjeżdżając do podziemnych wyrobisk po raz pierwszy chyba każdemu towarzyszy strach. Dziwne uczucie. Stopy jakby lekko odrywały się od platformy, zatyka uszy. Winda pędzi z prędkością 10 metrów na sekundę, na głębokość  500 metrów, czyli mniej więcej tyle, co liczy stupiętrowy budynek. Cała podróż trwa mniej niż minutę. –Ciężko opisać towarzyszące nam emocje – opowiadała Pani Agnieszka w trakcie zjazdu.
A to dopiero początek codziennej drogi do miejsca pracy setek górników. Nie wszędzie da się dojechać kolejką podwieszaną, torową czy przenośnikiem taśmowym, więc aby dotrzeć na swoje stanowisko,  Pracownik musi pokonać pieszo spory dystans krętymi i wyboistymi podziemnymi chodnikami. Czasami w wodzie sięgającej kolan, innym razem przygarbiony.

Ciemno, na przemian gorąco i zimno, ogromny hałas. Tak wygląda praca pół kilometra pod ziemią

Wraz z oddalaniem się od szybu, wzrasta temperatura, powietrze staje się cięższe, trudniej oddychać, organizm szybciej się męczy.  Ogłuszający huk urządzeń, ciemność rozświetlana tylko lampkami i żarówkami, pył jak gęsta mgła, temperatura sięgająca nawet 30 stopni, zwiastują zbliżanie się do ściany - serca każdej kopalni. W jej centrum, ważący blisko 90 ton kombajn uderza w skałę, która pod razami kruszy się niczym grudki piasku w dłoniach. Powstały w ten sposób urobek spada na ciąg przenośników, początkowo zgrzebłowych, następnie taśmowych które transportują go w kierunku szybu lub do wyrobisk prowadzących na powierzchnię. - Pod ziemią wszystko wygląda inaczej, dla kogoś z zewnątrz trochę nierzeczywiście. Ze stropów kapie woda, a ściany co chwilę trzeszczą, jakby zaraz miały pęknąć. – komentowali Państwo Paklerscy.
Wracając mijali idących na szychtę górników, pozdrawiali się wzajemnie tradycyjnym Szczęść Boże. To jak najbardziej zrozumiałe – natura pilnie strzeże swoich skarbów dlatego pod ziemią szczęścia nigdy nie jest zbyt wiele.

Ustawienia plików cookies